Wieczór Bajek w Dubinach
Opowieści o drzewach, zaklęcia na spełnienie marzeń i snów, parada i Drzewo Marzeń.
Marzenia się spełniają, warto marzyć.
Znamy zaklęcie, wiemy jak prosić Drzewo o spełnienie marzeń i snów.
Na skraju lasu, ogromnego lasu, żył sobie chłopiec. Mieszkał w małej chatce z mamą i tatą. I codziennie biegał po lesie wokół domu. Kochał las i znał go jak własną kieszeń – każde drzewo, każdą kępę trawy, każdy wykrot. A jednak zdarzyło się, że wędrował w głąb puszczy za ptakiem – pięknym i kolorowym – i wędrował tak długo, aż się zgubił i zabłąkał. Zorientował się nagle, po wielu godzinach wędrówki, że nie wie gdzie jest, ani skąd przyszedł, ani gdzie jest jego dom… Nie było żadnej drogi ni ścieżki, nic… Szedł więc przed siebie, szukając jakiegoś znaku, znanego miejsca… Aż dotarł na polanę.
Na środku polany rosło drzewo. Ogromne. Jego konary sięgały od wschodu do zachodu i w górze nikły gdzieś w mroku. Jego korzenie były jak ogromne węże ścielące się po ziemi wokół pnia, porośnięte miękkim, zielonym mchem. Polana była cicha i mroczna, bo słońca właśnie zachodziło. Chłopiec stanął pod drzewem i zobaczył nagle, jak z lasu wychodzi niedźwiedź! Przestraszył się, że zwierzę, go zaatakuje, ale niedźwiedź szedł powoli, niedbale, a potem ułożył się w korzeniach drzewa. A wtedy z lasu wyszedł wilk! A za wilkiem – dzik, po nim lis, potem jeleń, sarna, kuna, borsuk, jeż, wiewiórka… Potem przyleciały sowy, sójki, wilgi… Coraz więcej zwierząt wychodziło z głębi lasu, i wszystkie układały się w korzeniach drzewa, jak w kołysce, zamykały oczy i zasypiały. W końcu i chłopiec – zdumiony i zmęczony – zrobił tak samo. Umościł się w miękkim mchu, zamknął oczy, a wtedy usłyszał melodię, jakby coś wewnątrz drzewa śpiewało:
Co na dole to na górze
rosa w trawie, deszcze w chmurze
Gwiazdę kładę ci na czole
Co na górze to na dole
… i zasnął.
I śniło mu się stworzenie świata. Śniło mu się, jak Niebo oddziela się od Wody i jak na wodzie sadowi się ziemia, i jak na niebie pojawiają się światła – wszystkie gwiazdy i księżyce i słońca. Jak w wodach pojawiają się wodne stworzenia – wszystkie ryby, meduzy, koniki morskie i żółwie. A na ziemi – rośliny, zwierzęta i ludzie.
A kiedy się obudził – wokół było pusto. Ni jednego zwierzęcia. A on był głodny. I pomyślał sobie – ech, drzewo! Żebyś ty umiało dać mi takie śniadanie, jak dawała mi moja mama! Ale ty nie umiesz, jesteś wszak tylko drzewem…
A wtedy drzewo pochyliło gałąź, z której zwieszała się ciężka kiść soczystych, czerwonych owoców. Chłopiec zerwał owoce i jadł. To było pyszne!
A kiedy nadszedł wieczór, znów z lasu zaczęły wychodzić zwierzęta i układać się w korzeniach drzewa. I chłopiec położył się wraz z nimi. I znów usłyszał tę melodię, jakby drzewo śpiewało:
– Co na dole, to na górze…
I zasnął. Tym razem śniły mu się rośliny, każda z nich, każdy korzeń, liść i łodyga. Śniła mu się ich moc, ich tajemny język, ich pieśni. Ich lecznicze właściwości. Maści, mikstury, naprawy i wywary. Talizmany i amulety. Herbatki i nalewki. A też tkaniny i kosze. A każda z nich – piosenka. Każda z nich – opowieść.
Kiedy się obudził, na polanie było pusto, ale padał gęsty, ciężki, ciepły deszcz. Chłopiec pomyślał:
– Eeech, drzewo, żebyś ty umiało zrobić taki dom, jak wybudował mój tata, taki, co chroni przed deszczem… Ale ty nie umiesz, jesteś tylko drzewem.
A wtedy drzewo opuściło gałęzie i nasunęło je na siebie, tworząc namiot, którego dach był z gęstych liści. I chłopiec siedział cały dzień w zielonym, pachnącym namiocie, słuchając, jak krople deszczu płyną po liściach.
A wieczorem znów zaczęły się schodzić zwierzęta. I zasypiały. I chłopiec zasnął wraz z nimi, kołysany śpiewem drzewa.
Śniła mu się ziemia i wszystko to, co w niej ukryte. Wszystkie metale, minerały i szlachetne kamienie. Żelazo, miedź i glina. I wszystko to, co można z ziemi i jej skarbów zrobić. Naczynia. Ozdoby. Narzędzia.
Kiedy się obudził polana była pusta, a on tęsknił. Tęsknił za domem i za rodzicami. Pomyślał:
– Eeech, drzewo, żebyś ty umiało wskazać mi drogę do domu! Ale ty nie umiesz, jesteś tylko drzewem.
A wtedy drzewo wyciągnęło jedną, smukłą, giętką gałąź. Z niej zwieszał się okrągły, czerwony owoc. Potrząsnęło gałęzią i owoc spadł, potoczył się po trawie, a potem zaczął się toczyć coraz dalej i dalej. A tam gdzie się toczył – pojawiała się ścieżka. Chłopiec ruszył ścieżką, i idąc za owocem dotarł wprost do domu. O radości i jego i rodziców mówić nie trzeba.
Ale można powiedzieć o tym, że chłopiec potem wyrósł i stał się mężczyzną i ruszył w świat. A gdzie nie poszedł, tam opowiadał ludziom swoje sny – te spod drzewa. I uczył ich – uczył ich używać tego, co mają wokół – ziemi, drzew, ziół. Co można jeść, a czego trzeba się strzec. Kiedy jest najlepszy czas na różne działania. Śpiewał im pieśni. Uczył ich żyć na ziemi.